wtorek, 6 września 2011

W walce o wyzwolenie kultury

Autorem artykułu jest Natalia Julia Nowak



Recenzja niezwykle ciekawego filmu dokumentalnego "Kultura remiksu" ("RiP: A Remix Manifesto") w reżyserii Bretta Gaylora. "Kultura..." porusza temat amerykańskiego prawa autorskiego, które, według Gaylora, jest zbyt restrykcyjne i przestarzałe.

“Kultura remiksu” (w oryginale “RiP: A Remix Manifesto”) Bretta Gaylora jest jednym z najlepszych filmów dokumentalnych, jakie miałam przyjemność oglądać. To powstałe w 2008 roku dzieło porusza temat tradycyjnego prawa autorskiego, które - zdaniem reżysera i głównych bohaterów dokumentu - jest zbyt restrykcyjne i niedostosowane do współczesnego, zelektronizowanego świata. Gaylor oskarża Copyright o uczynienie ze sztuki towaru, a nie dobra wspólnego całego społeczeństwa. Zwraca też uwagę na to, iż prawo patentowe (zezwalające na opatentowanie leków, odkryć naukowych, a nawet gatunków roślin i zwierząt) blokuje rozwój medycyny oraz stanowi zagrożenie dla ludzkiego życia i zdrowia.

Punktem wyjścia dla rozważań Bretta Gaylora jest działalność Grega “Girl Talka” Gillisa - młodego człowieka, który na co dzień styka się z ograniczającym go prawem autorskim i patentowym. Greg Gillis z jednej strony jest inżynierem-laborantem, który nieustannie musi sprawdzać, czy jego odkrycia nie zostały już przez kogoś opatentowane i czy można prowadzić nad nimi dalsze badania. Z drugiej strony, jest twórcą mashupów - specyficznych remiksów powstałych z połączenia fragmentów wielu piosenek. Gaylor uważa, że mashupy są formą sztuki, istnymi muzycznymi kolażami. Właśnie dlatego stoi po stronie Girl Talka, nad którym wisi widmo amerykańskiego prawa autorskiego, zakazującego rozpowszechniania i przetwarzania nawet fragmentów utworów muzycznych.

W filmie Gaylora wypowiada się wielu ludzi - oprócz Grega Gillisa, możemy usłyszeć m.in. Cory’ego Doctorowa (dziennikarza, pisarza science-fiction, zwolennika liberalizacji Copyright), prof. Lawrence’a Lessiga (prawnika, obrońcę użytkowników Napstera, twórcę licencji Creative Commons, krytyka tradycyjnego prawa autorskiego) oraz Gilberta Gila (pieśniarza, brazylijskiego ministra kultury, entuzjastę darmowego dostępu do dóbr kulturalnych). Reżyser dopuszcza do głosu również drugą stronę sporu, obrońców restrykcyjnego Copyright, jednak ich wypowiedzi wypadają blado na tle argumentów głównych bohaterów filmu.

Brett Gaylor, Greg “Girl Talk“ Gillis, Cory Doctorow, Lawrence Lessig i Gilberto Gil walczą o to, żebyś Ty, drogi Internauto, mógł umieścić swoją ulubioną piosenkę na YouTube i żeby ktoś inny mógł ją odtworzyć. Walczą o to, żeby DJ-e mogli remiksować różne kawałki, a twórcy prezentacji multimedialnych - dodawać podkłady muzyczne do swoich tworów. Walczą o to, żeby dzieci mogły robić tzw. przeróbki z Ivoną i filmiki typu YouTube Poop. Walczą o to, żeby satyrycy-amatorzy mogli wykorzystywać słynną scenę z filmu “Upadek” i dodawać do niej dialogi komentujące aktualne problemy. Walczą o to, żeby można było robić śmieszne filmiki zawierające wypowiedzi osób publicznych. Walczą o to, żeby goście na przyjęciu urodzinowym mogli swobodnie śpiewać piosenkę “Happy Birthday”, która obecnie jest opatentowana przez Disneya. Walczą o to, żeby miłośnicy Froda, Harry’ego Pottera, Belli Swan i Eleny Gilbert mogli pisać o nich fan fiction.

Żeby fani zespołów muzycznych mogli oglądać w Internecie teledyski swoich idoli. Żeby można było przegrać film z płyty DVD lub kasety VHS i podarować go przyjacielowi. Żeby każdy blogger mógł dodać do swojej notki obrazek znaleziony w Google. Żeby można było - bez specjalnego, płatnego zezwolenia - malować postacie Disneya na ścianach przedszkoli. Żeby dostęp do e-booków był tak nieograniczony jak dostęp do książek w bibliotece. Żeby można było - oczywiście, z podaniem źródła i nazwiska autora - umieścić cudzy artykuł na swojej stronie internetowej. Żeby można było “wrzucić” do Internetu ciekawy fragment wczorajszego dziennika telewizyjnego. Żeby można było, w celach edukacyjnych, publicznie odtwarzać filmy historyczne, np. o śmierci Witolda Pileckiego. I żeby żadna z wymienionych akcji nie była uważana za przestępstwo.

O filmie “Kultura remiksu” dowiedziałam się na wykładzie z nauki o komunikowaniu - moja wykładowczyni nie tylko go poleciła, ale wręcz kazała obejrzeć przed egzaminem. Jako pilna studentka, obejrzałam to dzieło dwa razy, a moja wypowiedź na temat Lawrence’a Lessiga i licencji Creative Commons najprawdopodobniej zadecydowała o tym, iż otrzymałam z egzaminu piątkę. “Chodzi o to, żeby prawo dostosowało się do nas, a nie my do prawa. Żeby było bardziej ludzkie, bardziej zgodne z realiami współczesnego świata” - właśnie tak powiedziałam.

I podtrzymuję te słowa. Tyche, zachowaj Lessiga i jego Wolną Kulturę! Czytelniku, obejrzyj “Kulturę remiksu”, dostępną na licencji Creative Commons w Internecie (wersja z polskim lektorem znajduje się na stronie Iplex.pl)! Nie pozwól, żeby zbyt restrykcyjne prawo autorskie zabiło remiksy, przeróbki, parafrazy, parodie, misheardy, backmaskingi, amatorskie teledyski i prezentacje audiowizualne! Stop komunikatom typu “Film jest niedostępny w twoim kraju”! Panie Gaylor, gratuluję wspaniałego, porywającego filmu i bycia po jasnej stronie Mocy!


Natalia Julia Nowak,
5 czerwca 2011 roku



P.S. Zwiastun “RiP: A Remix Manifesto”:

http://www.youtube.com/watch?v=9oar9glUCL0

---

Natalia Julia Nowak


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

15 najgłupszych tłumaczeń tytułów filmów!

Autorem artykułu jest LingPerfect



Kiedy powstaje film, powstaje również potrzeba przetłumaczenia jego tytułu, a wraz z nią koszmar milionów widzów... Niestety, ale to bardzo przykre, że nieprofesjonalni tłumacze regularnie wpadają na pomysły totalnie abstrakcyjne i absurdalne, zupełnie niepasujące do oryginalnego tytułu ani do fabuły filmu.

Przecież tytuły filmów, powinny być ich wizytówką. Tytułów, które nijak mają się do oryginału, a często nawet do samego filmu są setki.

Czasami tłumaczenie tytułu filmowego nie należy do łatwych i przyjemnych czynności. Trzeba mieć do tego odpowiednie przygotowanie merytoryczne. Bywa, że pierwotne wersje zawierają słownictwo, które jest zupełnie niezrozumiałe dla polskiego odbiorcy. Przykładem może być "Cloverfield" Matta Reevesa nad Wisłą wyświetlany jako Projekt: Monster". Oryginalny tytuł to nazwa ulicy, przy której mieści się biuro producenta obrazu, J.J. Abramsa. Na tym przykładzie widać, jak ważne są tłumaczenia dokładne językowo i dopasowane kulturowo.

A oto 15 najgorszych tłumaczeń tytułów wszechczasów:
1. Prison Break - Skazany na śmierć
2. Bold and Beautiful - Moda na sukces
3. Duplex - Starsza Pani Musi Zniknąć
4. Panic Room - Azyl
5. City by the Sea - Dochodzenie
6. Die Hard - Szklana Pułapka
7. The Postman - Wysłannik Przyszłości
8. Larger Than Life - Pięć ton i on
9. Dirty Dancing - Wirujący Sex
10. Broken Arrow - Tajna Broń
11. Reality Bites - Orbitowanie bez Cukru
12. Lucky Number Slevin - Zabójczy Numer
13. Gilmore Girls - Kochane Kłopoty
14. Step Up - Taniec Zmysłów
15. One Tree Hill- Pogoda na miłość

LingPerfect

---

http://www.lingperfect.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Fantastyczny Pan Lis

Autorem artykułu jest Michał Toczyski



Niektóre filmy inspirują. To stwierdzenie dotyczy także jednej z nowych produkcji animowanych stworzonych przez Wesa Andersona. Główny bohater, Pan Lis pewnej nocy podczas napaści z żoną na kurnik zostaje pochwycony. Przyrzeka jej, że jeśli wyjdą z tego cało, to zmieni zawód. Zostaje dziennikarzem.

Kilka lat później mieszkają w wygodnej, choć niezbyt wielkiej ziemiance. Pragnie to zmienić. Wbrew ostrzeżeniom swego prawnika kupuje mieszkanie wewnątrz wielkiego drzewa i przeprowadza się wraz z rodziną. Wiedząc, że wokół niego mieszkają trzej niegodziwi sąsiedzi, odzywa się w nim pragnienie dreszczyku emocji i dawny lisi instynkt.

Wraz z kolegą włamuje się i wykrada kury farmerom, którzy nie mają zamiaru mu tego darować. Tego wieczora lisia rodzina i zamieszkałe w okolicy zwierzęta zaczynają swą walkę o przetrwanie. Chorobliwie zawistni rolnicy nie dają za wygraną. Ścigają zwierzęta przeznaczając na to wiele dni i środków finansowych. Bo honor i pragnienie ukarania złodziejaszka są ważniejsze.

Fantastyczny Pan Lis uwielbia pokazywać swoją zwinność i demonstrować spryt. W krótkim czasie wyprowadza wszystkich z tarapatów. Sprawy się w końcu komplikują, ale zjednoczenie sił pozwala zwierzętom wygrać wojnę z człowiekiem. Delikatna szczypta wyrafinowego humoru wraz z unikalną technologią poklatkową i właściwym scenariuszem potrafią zdziałać cuda. Film zdobywa coraz więcej fanów i pozytywnych recenzji.

Opowiada o zazdrości, trudności w wybaczaniu, ale także o dojrzewaniu psychicznym. Lisi syn główneg bohatera zostaje zaakceptowany przez kolegów i przestaje porównywać się ze swoim, doskonałym we wszystkim, kuzynem. Wspólny wróg jednoczy zwierzęcą ferajnę i daje jej niezapomniane, choć czasami wiejące grozą chwile.

Na film nie polecam zabierać małych dzieci, ponieważ niektóre odzywki i sceny odstają od standardowych kreskówek. Seans jest ciekawym rodzajem odpoczynku i oderwania się od wielu powtarzanych schematów w nowoczesnym kinie. Pokazuje wytrwałość i upór, pragnienie przetrwania, a także sposób działania prawdziwego przywódcy. To jedna z tych produkcji, które mnie szczególnie zainteresowały.

---

Autor: Afirmacjon. Więcej recenzji interesujących filmów i książek, a także wpisy na temat filozofii życia codziennego znajdziesz na blogu Inspirujący Rozwój Osobisty.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Obcy 8 - pasażer Nostromo

Autorem artykułu jest kuchar



Wyświechtany frazes, że dobre filmy się nie starzeją okazał się prawdziwy. Ponad 30 lat po premierze filmu „Obcy – 8 pasażer Nostromo” oglądałem ten film z ogromną przyjemnością. To jest świetne kino, w chwili obecnej tak samo młode, jak w momencie powstania.

Jeżeli ktoś nie widział, to oczywiście – musi zobaczyć. Nawet jeżeli nie przepada za science fiction. „Obcy” jest dziełem na tyle udanym, że zadowoli każdego kinomaniaka. W 2002 roku Biblioteka Kongresu USA zdecydowała się włączyć ten tytuł w zbiór dziedzictwa narodowego i objąć szczególną ochroną. Całkiem nieźle jak na historię o potworach i statkach kosmicznych.

Bez spłycania i bez pogłębiania, „Obcy” to niesamowity film grozy osadzony w estetyce sf. Takiej dawki tak świetnie stopniowanego napięcia dawno nie otrzymałem. Tym bardziej, że współczesne kino do absurdu doprowadziło zasadę Hitchcocka i historia musi się zaczynać zniszczeniem świata, a później napięcie rośnie. W „8 pasażerze Nostromo” znajdziemy głębię stopniowo budowanego nastroju. Na początku jest nudno, nic specjalnego się nie dzieje, nie wiadomo nawet kto tu jest głównym bohaterem. Rutyna codzienności na kosmicznym holowniku powracającym z długiej wyprawy.

Klimat jest budowany bez pośpiechu, narasta jak złowrogi warkot, jak coraz dłuższy cień kładący się na otoczeniu. Oglądając to miałem wrażenie, iż współczesnym twórcom brak odwagi na zrobienie czegoś takiego. Są niewolnikami kapitału. Dynamikę fabuły konstruują zgodnie z zaleceniami marketingowców. Opowiadane przez nich historie bywają dobre, a nawet bardzo dobre, jednak cechuje je jednostajność, wpisana w ich strukturę jednolitość.

W „Obcym” widz ma mnóstwo czasu, żeby oswoić się z otoczeniem. Co jest tym bardziej istotne, że jest ono mistrzowsko zaprojektowane. Sam wygląd wnętrz wzbudza niepokój, zapowiada coś złego. Obcy, wypoczwarzony wprost z wyobraźni Gigera, jest monstrum, które dopełnia tego obrazu.

Gdzieś tam, w zimnej, bezlitosnej otchłani rozegrał się koszmar. Upływ czasu nic nie zmienił –  historiajest tak samo przerażająca, jak w 1979.

---

Zapraszam na mój blog o tematyce filmowej:

http://waszafilmoteka.blogspot.com/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Metropolis. Film, który uczy myślenia

Autorem artykułu jest Natalia Julia Nowak



Mój ulubiony film, "Metropolis" w reżyserii Fritza Langa, ostrzega przed manipulacją, propagandą oraz metodami inżynierii społecznej. Z drugiej strony, produkcja jest dwuznaczna etycznie.

Film nad filmami


“Metropolis”, czyli filmowa antyutopia w reżyserii Fritza Langa, to mój najulubieńszy film, który oglądałam i rozważałam mnóstwo razy. To stare, czarno-białe i bardzo monumentalne dzieło zostało nakręcone w roku 1926, a jego premiera odbyła się na początku 1927. Produkcja, chociaż niema, nie razi brakiem dźwięku, albowiem jej warstwa muzyczna, wybitna gra aktorska i genialna fabuła wyrażają więcej niż długie przemówienia.

Film, bogaty w modernistyczną scenografię i efekty specjalne podobne do współczesnych, zachwyca kolejne pokolenia kinomanów. Mnie fascynuje jego głębia intelektualna i idealny scenariusz napisany przez Theę von Harbou (kobietę, która najpierw była żoną jednego z aktorów grających w “Metropolis”, a potem małżonką samego Fritza Langa). Arcydzieło kinematografii, o którym piszę, to jeden z tworów, które odegrały w moim życiu ogromną rolę i wywarły na mnie spory wpływ. Nie znam słów, którymi mogłabym wyrazić zachwyt, jaki wzbudza we mnie ta produkcja.


Opowieść o rewolucji i złamanym sercu


Akcja “Metropolis” rozgrywa się w ponurym świecie przyszłości, w którym społeczeństwo zostało podzielone na dwie klasy: Umysł i Dłonie. Ta pierwsza żyje w bogatym, wygodnym, supernowoczesnym mieście Metropolis, a ta druga jest zmuszana do wegetacji w ponurym Podziemiu i do pracy ponad siły. Robotnicy, czyli Dłonie, są coraz bardziej niezadowoleni z tej społecznej niesprawiedliwości i marzą o obaleniu Johana Fredersena, bezdusznego dyktatora obu światów.

Osobą, która niesie proletariuszom pocieszenie, jest młodziutka Maria - dziewczyna uznawana za prorokinię. Młoda panna naucza, że wkrótce przyjdzie do robotników Pośrednik, który przyniesie im wyzwolenie i zlikwiduje niesprawiedliwy system społeczny. Zdaniem Marii, między Umysłem a Dłońmi musi pośredniczyć Serce. Prorokini porównuje obecny ustrój do Wieży Babel, która - chociaż wielka i stanowiąca symbol ludzkiej potęgi - została zburzona przez samego Boga.

Niestety, o naukach Marii i ich wpływie na Dłonie dowiaduje się surowy Johan Fredersen. Dyktator dostrzega w dziewczynie zagrożenie dla aktualnego porządku społecznego i postanawia ją unieszkodliwić. Mężczyzna zleca szalonemu wynalazcy Rotwangowi, aby porwał Marię i stworzył jej sobowtóra, który zostanie wysłany do Podziemia i odwoła wszystkie nauki prorokini. Rotwang spełnia polecenie Fredersena: uprowadza Marię, skanuje jej wygląd i przekazuje go skonstruowanemu przez siebie robotowi.

Tak powstaje Fałszywa Maria - demoniczny dublet Marii, pierwszy filmowy Terminator, mordercza maszyna o wyglądzie człowieka. Jednakże Rotwang dopuszcza się zdrady względem Johana. Programuje Fałszywą Marię w taki sposób, żeby rozpętała rewolucję i zniszczyła ustrój stworzony przez Fredersena. Dlaczego tak się dzieje?

Otóż szalony naukowiec odczuwa do władcy Metropolis ogromną urazę. Fredersen “odbił” mu kiedyś ukochaną żonę, Hel. Niegdysiejsza pani Rotwangowa zmarła, rodząc Johanowi syna, Fredera (obecnie Freder jest młodzieńcem, który podkochuje się w Marii i potajemnie odwiedza ją w Podziemiu. Wszystko wskazuje na to, że to on jest Pośrednikiem, który wkrótce zjednoczy Umysł i Dłonie).

Rotwang - który stworzył kobiecego androida, aby zapełnić sobie pustkę po Hel - postanawia wykorzystać swój wynalazek przeciwko znienawidzonemu Fredersenowi. W końcu rozpoczyna się to, czego wynalazca od dawna pragnął. Fałszywa Maria, łudząco podobna do Marii i pod nią się podszywająca, namawia proletariuszy, aby powstali przeciwko Johanowi Fredersenowi. Zaczyna się istna Apokalipsa.


Pro czy anty?


Jaki obraz rewolucji wyłania się z filmu “Metropolis” Fritza Langa? Na pierwszy rzut oka, całkowicie negatywny. Produkcja przedstawia rebelię jako istny obłęd, irracjonalną fanaberię, niekontrolowany wybuch frustracji, który prowadzi wyłącznie do śmierci i zniszczenia. Film pokazuje, iż nienawiść, zwłaszcza ta wynikająca ze sporów politycznych, może być przyczyną nieszczęścia całego społeczeństwa. Konflikty w świecie dorosłych mogą stanowić zagrożenie dla istot zupełnie niewinnych, czyli dzieci.

Postać, która wzywa robotników do mordowania inteligentów i niszczenia mienia, nie jest człowiekiem. To robot - zwyczajny android, którego upodobniono do młodej, powszechnie szanowanej kobiety. Naukowiec, który uczynił z tego androida maszynę do zabijania, jest oderwanym od rzeczywistości szaleńcem, funkcjonującym i rozumującym inaczej niż normalny człowiek.

Te dwa fakty sugerują, że scenarzystka uważała przemoc i destrukcję za rzeczy niegodne człowieka. Na czele rewolty stoi robot, ponieważ istota obdarzona człowieczeństwem nie byłaby w stanie spowodować rozlewu krwi. Gdy o tym myślę, przypominają mi się słowa, które usłyszałam wiele lat temu bodajże w kreskówce “Pinokio”: “Nie staniesz się człowiekiem, popełniając nieludzki czyn”.

W filmie “Metropolis” sprawcy powstania zostają surowo ukarani za swoją działalność. Robot, czyli Fałszywa Maria, zostaje spalony na stosie, a Rotwang ginie (traci równowagę podczas walki z Frederem i spada z ogromnej wysokości). Johan Fredersen, który wprawdzie nie chciał rozlewu krwi, ale pośrednio się do niego przyczynił, cierpi z powodu wyrzutów sumienia i żałuje swojej lekkomyślności.

Z drugiej strony, w arcydziele Fritza Langa rewolucja jest porównana do Apokalipsy. Chrześcijanie wierzą, że Sąd Ostateczny będzie dniem gniewu Bożego, w którym Chrystus zmiecie z powierzchni Ziemi wszelkie zło, ukarze grzeszników, wywyższy pokornych, zbuduje swoje Królestwo i zamanifestuje swoją potęgę. Doszukanie się przez scenarzystkę analogii między rebelią a Apokalipsą sugeruje, iż zbrojny zryw robotników jest po prostu “ponurą koniecznością“.

Wiecie, rozmawiałam z pewnym komunistą na temat filmu “Metropolis”. Ku mojemu zdumieniu, stwierdził on, że dzieło Fritza Langa ma charakter pro-rewolucyjny. Czy rzeczywiście tak jest? Spójrzmy na samo “Metropolis”. W filmie największe marzenie bohaterów, czyli likwidacja klas i wprowadzenie równości społecznej, spełnia się dopiero po rewolucji. Gdyby nie rewolta, Umysł i Dłonie nigdy nie zdołałyby się połączyć.

Zryw robotników jest zaprezentowany w negatywnym świetle, jednak jego skutki są jak najbardziej pozytywne i zbawienne dla bohaterów. Jeżeli Thea von Harbou była przeciwniczką metod rewolucyjnych, to dlaczego przedstawiła rebelię na zasadzie “nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”? Jakie, tak naprawdę, jest przesłanie dzieła Fritza Langa? Czy produkcja promuje pogląd o wyższości pokoju nad wojną? A może przeciwnie: daje do zrozumienia, iż przemoc to “zło konieczne”?


Inżynieria społeczna i władcy marionetek


“Metropolis” to również film o inżynierii społecznej. O tym, jak łatwo można manipulować masami, zwłaszcza tymi sfrustrowanymi i owładniętymi żądzą zemsty. Podburzenie ludu przychodzi Fałszywej Marii bardzo łatwo. Proletariusze, którzy dotychczas słuchali chrześcijańskich kazań o pokoju i miłości, szybko przeobrażają się w gotowych na wszystko rebeliantów.

Jest w dziele Fritza Langa scena, w której robotnicy bawią się i radują z powodu wybuchu rewolucji. Niespodziewanie przemawia do nich Grot, który uświadamia im, że woda zaczęła zalewać Podziemie, a pozostawione w domach dzieci znalazły się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nastrój proletariuszy zmienia się w mgnieniu oka. O ile wcześniej świętowali, wysławiali powstanie i jego sprawczynię, o tyle teraz się złoszczą i przeklinają Fałszywą Marię (“Czarownica! Spalić ją na stosie!”).

Niemiecka produkcja science-fiction (political-fiction?) mówi ponadto o działalności służb specjalnych. Film poucza, że każda osoba, która sprawia wrażenie szczerego idealisty, bezinteresownego rzecznika mas, niezłomnego bojownika o jakąś sprawę, może być de facto podstawionym prowokatorem. Fałszywa Maria jawi się robotnikom jako prawdziwa rewolucjonistka, zdolna przywódczyni i jednostka wypełniona wielkimi ideami. W rzeczywistości jest ona marionetką kontrolowaną przez kogoś, kto nie chce się ujawnić.

“Metropolis” to film, który otwiera człowiekowi oczy i zmienia jego spojrzenie na wiele spraw. Scenariusz napisany przez Theę von Harbou i zekranizowany przez Fritza Langa wprawia w ruch szare komórki, skłania do głębokich przemyśleń, zadaje trudne pytania i zmusza do szukania na nie odpowiedzi. Produkcja inspiruje do różnych refleksji: etycznych, religijnych, politologicznych, socjologicznych i historiozoficznych. Uczy rozsądku, rozwagi i ostrożnego podchodzenia do spraw politycznych. Motywuje do poszukiwania prawdziwych przyczyn rozmaitych afer. Ostrzega przed manipulacją i propagandą oraz demaskuje tak zwaną psychologię tłumu.


Przysposobienie do życia obywatelskiego


Uważam, że każdy obywatel powinien obejrzeć “Metropolis” - najlepiej w młodym wieku, zanim na dobre zajmie się polityką lub działalnością w jakimś ugrupowaniu. Film wyreżyserowany przez Fritza Langa jak najbardziej nadaje się dla młodzieży. Posiada atrakcyjną fabułę, wartką akcję, piękną scenografię, charyzmatycznych bohaterów, przekonującą grę aktorską, silnie oddziałujący na odbiorcę klimat oraz efekty specjalne dorównujące współczesnym.

Genialna, świetnie skomponowana, porywająca i wpadająca w ucho jest również oryginalna muzyka z “Metropolis” (piszę “oryginalna”, albowiem na rynku są też dostępne wersje ze współczesną ścieżką dźwiękową). Dzieło Fritza Langa jest nasycone emocjami, nieprawdopodobnie dynamiczne, wypełnione ruchem i utrzymane na wysokim poziomie artystycznym (oryginalne, niecodzienne i wprawiające w zdumienie modernistyczne dekoracje to prawdziwe majstersztyki!). Przemoc i erotyzm są tylko zasygnalizowane - filmowcy czynią do nich aluzje w symboliczny sposób.

Moim zdaniem, “Metropolis” powinno być odtwarzane na lekcjach WOS-u w gimnazjach lub szkołach średnich. Po co? Aby uświadomić młodym ludziom, że w świecie polityki nic nie jest oczywiste i jednoznaczne, nawet, jeśli sprawia takie wrażenie. Arcydzieło Fritza Langa mogłoby być pomocą dla tych nauczycieli, którzy pragną uczyć młodzieży racjonalnego i krytycznego myślenia.

Uczniowie, którzy obejrzą film “Metropolis” i się nad nim zastanowią, będą umieli analizować zjawiska rodem z realnego świata, takie jak dzieje PZPR i “Solidarności”, Wiosna Ludów w krajach arabskich, przepychanki na Krakowskim Przedmieściu, działalność białoruskiej opozycji, zamieszki w Londynie, zamachy w Norwegii itd. Uświadomią sobie, iż to, co na pierwszy rzut oka jest proste, może (choć nie musi!) posiadać drugą, ukrywaną przed opinią publiczną stronę. Zrozumieją, że w polityce wiele rzeczy dzieje się za kulisami i że nie wolno bezgranicznie ufać politykom, działaczom społecznym oraz rozmaitym wizjonerom.

Polecam, naprawdę polecam film “Metropolis“. Jeśli ktoś nie chce go obejrzeć dla treści, to niech go obejrzy dla formy. W dziele Fritza Langa wszystko jest dopięte na ostatni guzik - od problematyki aż po scenariusz, od muzyki aż po wizualność, od gry aktorskiej aż po wypowiedzi bohaterów, od charakteryzacji aż po efekty specjalne. Ten film jest idealny, doskonały, perfekcyjny. Nic dodać, nic ująć.


Natalia Julia Nowak,
14 sierpnia 2011 roku



---

Natalia Julia Nowak


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl